Czyli jak zaplanować rodzinną wizytę w wielkim mieście, żeby zwiedzanie było przyjemne i ciekawe, zarówno dla malucha jak i rodziców.
Nie zna życia, kto w upalnych godzinach szczytu nie próbował znaleźć miejsca parkingowego w jednym z włoskich miast. Triest był pod tym względem sporym wyzwaniem. To ruchliwe portowe miasto, pełne ciasnych uliczek oraz nadjeżdżających z każdej strony aut i skuterów. Na domiar złego, na miejscu okazało się, że parking który sobie upatrzyliśmy był przepełniony. Trzeba więc było improwizować. Szczęśliwie udało nam się dokonać niemożliwego, czyli znaleźć wolne miejsce na jednym z parkingów położonych wzdłuż nabrzeża. W dodatku usytuowanego zaraz naprzeciwko głównego Piazza Unità d’Italia.
Jadąc od południa Triest robi nienajlepsze pierwsze wrażenie. Witają nas ponure fabryki i portowe magazyny. Dopiero w centrum można poczuć klimat miejsca, które przez lata było jednym z najważniejszych ośrodków handlowych cesarstwa Austro-Węgierskiego. Wspomniany Piazza Unità d’Italia, to nietypowy plac miejski, bo zlokalizowany tuż nad samym morzem. Zwiedzanie miasta warto rozpocząć właśnie stąd.
W Trieście znajdziemy kilka szlaków tematycznych, z pomocą których można odkrywać miasto. My połączyliśmy trasy prowadzące śladami Jamesa Joyce’a, irlandzkiego pisarza, który spędził w Trieście blisko 15 lat oraz starożytnych rzymskich budowli (w tym ruiny amfiteatru).
Odkrywamy miasto
Każdy ma swój sprawdzony sposób na zwiedzanie nowych miejsc. U nas wszystko zaczyna się od punktu informacji turystycznej. Tutaj możemy dostać lub kupić mapę okolicy oraz podstawowe przewodniki. Zazwyczaj prosimy osobę w informacji o zakreślenie na mapie najważniejszych punktów:
- gdzie można dobrze zjeść,
- co warto kupić/zobaczyć, a o czym nie powiedzą nam przewodniki,
- gdzie można znaleźć park i plac zabaw.
Z otwartością pracowników punktów informacji bywa różnie. W Trieście na pytanie o dobrą restaurację miła pani odpowiedziała, że nie może nam powiedzieć… więc napisała nazwę na kartce. Chodziło o Buffet Da Pepi – miejsce z podobno najlepszą lokalną kuchnią, do którego niestety nie udało nam się wejść, ale z pewnością przy następnej wizycie to nadrobimy.
W przypadku wizyty z małym dzieckiem warto na starcie wiedzieć, gdzie zorganizować odpoczynek. U nas idealnie sprawdzają się wszelkie place zabaw, zazwyczaj ulokowane w miejskich parkach. Tak było w Trieście. Trafiliśmy na bajeczny plac zabaw urządzony w zabytkowych ogrodach. Idealne miejsce na relaks w słoneczny dzień.
Od Gosi
No cóż tradycyjnie rozpocznę od jedzenia…kolejny raz przekonałam się bowiem, że najbardziej smakuje mi kuchnia włoska. W Trieście zjadłam przepyszne ravioli z zielonymi szparagami i parmezanem….ech, chyba się zainspiruje w kontekście kolejengo obiadu! Wypiliśmy tutaj też przepyszną kawę i to nie przypadek! W Trieście znajdują się bowiem dwie fabryki bardzo znanych marek kaw – Illy oraz Hausbrandt – to zobowiązuje.
Triest spodobał mi się też pod względem położenia. Aby pospacerować po mieście (a szczególnie dotrzeć do magicznego placu zabaw) trzeba się nieco powspinać (a to lubię!). Ulice biegną do góry i spacerując wzdłuż nich, co jakiś czas napotykaliśmy klimatyczne pracownie związane z rozmaitym rękodziełem.
Triest to też miasto Jamesa Joyce. Irlandzki pisarz mieszkał tutaj łącznie 12 lat i pozostawił po sobie kilka śladów. Na moście nad Canale Grande znajduje się jego pomnik naturalnej wielkości. Natomiast przy ulicy San Nicolo, w kamienicy na drugim piętrze napisał “Dublińczyków” oraz “Portret artysty w czasach młodości”. O tym, że tu mieszkał informuje tabliczka. W lokalnej bibliotece jedną z sal poświęcono jego twórczości.
Będąc w okolicy zdecydowanie warto zajrzeć do Triestu. Mając zapas czasu warto odwiedzić także oddalony o kilka kilometrów zamek Miramare.
Najnowsze wieści z naszych podróży znajdziesz na facebooku i instagramie.